Mark 1:29-39 |
---|
He cast out devils and cured many who were suffering from disease
The 5th Sunday of the Ordinary Time stops us still in Capernaum, in the city of St. Peter and Andrew, while Jesus was preaching The Good News and working so hard to help people with their problems of daily life.
Every day Christ was busy, having met people, who expected from him the intervention. His life was filled with duties and the willingness of help, he was the most expecting person in Capernaum, because the society wanted to see a miracle.
Reading the Gospel, one situation may turn eyes to something. While the Apostles were seeking Jesus, saying in the tone of complain, that everyone is looking for you, Christ did something what may make us amazed, he was praying in the very early morning. Among a lot of work, he found a place and time to pray, to meet with his Father. Through this attitude he shows to us the balance in the between of work and time to meet with the Heavenly Father. This meeting we call a prayer. That situation warns us before too big activism, which takes over the place for proper time of spirituality and meditation of God’s word. A man can be so preoccupied of the daily affairs, making an accuse, I have no time for something more, even for my daily prayer. Jesus indicates by himself, I can accommodate may duties and time for God, if I want to.
Therefore, I hear about prayer, automatically I think, that’s my routine of a morning or evening time to God. It is some part of truth, but not in fully of the meaning to this matter. I may have a feeling, I offer couple minutes per day, and my obligatory is done. That attitude shows a relationship of a slave, I have offered my time to the Lord, I am free and honest to him.
Jesus Christ puts quite a different concept of prayer, as the time of being in the presence of God. According to the Gospel of Mark, he spent more then 10 minutes, probably it was about a couple of hours. My prayer is not about time and words only, but it is my presence in the space and orbit of God. So often I need to talk about anything, he understands every though of mine, emotions, and feelings. He welcomes me to turn my heart and mind toward him, without word, to be able to listen to him.
It does not matter, that, at the same time I may have “a storm of thoughts” in my mind, a lot of anxiety, fears, uncertainty, non-balance of moods. For many of us, it may be a boring time, but I give my time to him, and I am in his loving space. The author of the Psalm 17, verse 8 writes; “… keep me as the apple of my eye, hide me in the shadow in your wings form the wicked who despoiled me.” Time for God might become my shelter. I have got to know a story of a man, who has suffered of fear and stress. In his mind have been a lot of thoughts, which make him afraid of. On every day, that man with his impediments has felt safety in the front of the Blessed Sacrament, while he has been in the presence of God, under his wings, as the psalmist writes in his text.
One of my favored saints, John Maria Vianney gave an example of prayer in his life. As the parish priest in Ars, he covered the brother priests, who got ill. At that time, he traveled walking. He had a feeling, while he was traveling, the prayer was for him a pleasure, although he had a lot of time. He was not bored, but happy praying to God. During his sermons, he indicated, the proper willingness to offer time to God, this is like water for a fish, the same the soul feels itself in the hands of God.
Let’s go so often with Jesus to a lonely place of my life to hide myself into the wings of God, who protects me. Amen.
V Niedziela Zwykła zatrzymuje nas jeszcze w Kafarnaum, w mieście św. Piotra i Andrzeja, w czasie, kiedy Jezus głosił kazania i ciężko pracował, aby pomóc ludziom w ich problemach życia codziennego.
Chrystus każdego dnia był zajęty spotykaniem ludzi, którzy oczekiwali od Niego interwencji. Jego życie było wypełnione obowiązkami i chęcią pomocy, był najbardziej oczekiwaną osobą w Kafarnaum, bo społeczeństwo oczekiwało na cud.
Czytając Ewangelię nasz wzrok zwraca się ku jednej sytuacji. Podczas gdy Apostołowie szukali Jezusa, mówiąc tonie narzekania, że wszyscy szukają Ciebie, Chrystus uczynił coś, co może nas zdziwić, modlił się już od samego rana. Wśród wielu zajęć znalazł miejsce i czas na modlitwę, na spotkanie z Ojcem. Poprzez tą postawę pokazuje równowagę pomiędzy pracą a czasem spotkania z Ojcem Niebieskim, który nazywamy modlitwą. Ta sytuacja ostrzega nas przed zbyt dużym aktywizmem, który zastępuje właściwy czas dla duchowości i medytacji słowa Bożego. Człowiek może być tak zajęty codziennymi sprawami, usprawiedliwiając się, że nie mam czasu na nic więcej, nawet na codzienną modlitwę. Jezus sam wskazuje, że jeśli zechcę, to potrafię dostosować się do obowiązków i do czasu dla Boga.
Kiedy słyszę o modlitwie, automatycznie myślę, że jest to mój poranny lub wieczorny zwyczaj spędzania czasu z Bogiem. Jest to część prawdy, ale nie do końca w tej kwestii. Może mam przeczucie, że oferuję kilka minut dziennie i moje obowiązki się dopełniły. Taka postawa świadczy o relacji niewolnika, oddałam swój czas Panu, jestem wobec Niego wolny i uczciwy.
Całkiem inną koncepcję modlitwy jako czasu przebywania przed Bogiem przedstawia Jezus Chrystus. Według Ewangelii Marka spędził On tam więcej niż 10 minut, prawdopodobnie było to około kilku godzin. W mojej modlitwie nie chodzi tylko o czas i słowa, ale o moją obecność w przestrzeni i orbicie Boga. Często nie muszę mówić czegokolwiek, on rozumie każdą moją myśl, emocje i uczucia. Przyjmuje mnie, abym bez słów zwrócił ku Niemu swoje serce i umysł, aby móc Go słuchać.
Nie ma to znaczenia, kiedy jednocześnie mogę mieć w głowie „burzę myśli”, dużo niepokoju, lęków, niepewności, braku równowagi nastrojów. Dla wielu z nas może to być nudny czas, ale poświęcam Bogu swój czas i jestem w Jego kochającej przestrzeni. Autor Psalmu 17, werset 8 pisze; „…Strzeż mnie jak źrenicy oka; w cieniu Twych skrzydeł mnie ukryj.”
Czas dla Boga może być moim schronieniem. Poznałam historię człowieka, który przeżywał strach i stres. W jego głowie kłębiły się myśli, których się bał. Każdego dnia ten człowiek ze swoimi wadami czuł się bezpieczny przed Najświętszym Sakramentem, będąc w obecności Boga, pod Jego skrzydłami, jak pisze psalmista w swoim tekście.
Jeden z moich ulubionych świętych, Jan Maria Vianney, dał przykład modlitwy w swoim życiu. Jako proboszcz w Ars zastępował braci księży, którzy zachorowali. W tym czasie dużo podróżował pieszo. Miał poczucie, że w podróży modlitwa była dla niego przyjemnością, chociaż miał dużo czasu. Nie był znudzony, ale szczęśliwy, że modlił się do Boga. W jednym z jego kazań, wskazał na właściwą chęć ofiarowania czasu Bogu. To jak ryba czuje się w wodzie, tak samo dusza czuje się w rękach Boga.
Przechodźmy często z Jezusem w samotne miejsce mojego życia, aby ukryć się pod skrzydłami Boga, który mnie chroni. Amen.
No comments:
Post a Comment
Note: only a member of this blog may post a comment.